Okulista

Sporo czasu minęło od ostatniej wizyty u okulisty, w dodatku szkła są już dość porysowane, więc umówiliśmy się na wizytę, tym razem znacznie bliżej bo do Żor do chwalonego Centrum Okulistycznego. Zaskoczyło nas, nie powiem, pozytywnie bardzo fajne podejście do dzieci – nic na siłę, badanie może trwać dłużej, ważny jest końcowy efekt i pogodny dzieciak. Pomiar wady wzroku Ani trwał faktycznie długo, pani optometrystka dwoiła się i troiła żeby zdążyć wykonać pomiar zanim zniecierpliwiona Ania (dosłownie po ułamku sekundy) ruszy głową. Wypatrywaliśmy kotka wyglądającgo z kosza balonu. Udał się jeden pomiar, więc zrobiliśmy przerwę, w między czasie przyszła dziewczynka i też szukała kotka, co bardzo zmotywowało Anię, która nie mogła się wręcz doczekać, kiedy przyjdzie jej kolej. Nadal jednak łatwo nie było, dopóki nie nastąpiła zmiana na miejscu optometrysty. Pojawił się równie sympatyczny pan, który tym razem wypatrywał w koszu balona  słonia machającego do Ani trąbą. Myk myk i gotowe. Byliśmy dosłownie w szoku i pod wielkim wrażeniem szybkości i profesjonalizmu. Tak się ta zabawa Ani spodobała, że wykonaliśmy kolejny raz badanie, nawet nie wiedząc, że już jest niepotrzebne:) A co wyszło? Wada zwiększyła się do plus siedmiu, ale mimo to Pani okulistka zarządziła nieznaczne zmniejszenie szkieł. I tu pojawia się problem, bo Prof. Prost (byliśmy u niego ostatnim razem) twierdził, że szkła muszą mieć maksymalną moc (czyli mają odpowiadać faktycznej wadzie), żeby nie męczyć oka. Trochę chaosu było w tym bardzo długim badaniu i nie wszystkie wywody pani okulistki zrozumieliśmy. Zalecała na przykład pobyt diagnostyczny w szpitalu na Ceglanej w celu zbadania zmian na siatkówce (jak zrozumiałam na ile retinopatia wynikająca z choroby będzie miała wpływ na wadę wzroku). Podeszliśmy do tego bardzo sceptycznie, do szpitala tylko w razie konieczności, redukować do minimum źródła stresu. Za 2 miesiące, po zakropieniu atropiną, mamy przyjść na kontrolę. Żałuję, że nie przyszło nam do głowy zrobić zdjęcie roześmianej Ani przy aparacie do badania wzroku. A póki co, szkieł nie zmieniliśmy po uprzednim upewnieniu się u optyka, że jeszcze się nadają.
Przesyłamy zdjęcie z sobotniego gotowania (tym razem ambitnie, bo lepiliśmy pierogi:))

Robimy herbatę :)

Czekamy, aż Mama ugniecie ciasto.

Nareszcie do dzieła!


Dziubek skupienia:)


Dość tego lepienia!

"Tylko troszkę" - nie pamiętam już o co chodziło.

Na jednej kanapie (Niunia podpatrzyła od Felka i także ona ładuje się na kolana bezpardonowo przy każdej nadarzającej się okazji)

Bo dzieciom trzeba czytać:)