Krótka relacja z lipcowego pobytu w Zabajce



Co się zmieniło od ostatniego razu? Mama odświeżyła sobie umiejętności zakładania kombinezonu, wymieniliśmy parę detali, teraz powinno być dobrze. Ciocia Paulina miała więcej okazji, żeby przymierzyć balkonik przedni. Radziła sobie z nim Ania całkiem fajnie, może mógłby być wykorzystywany np. w przedszkolu (w Krokodylu Ania jest nieprzewidywalna i strach czasem patrzeć co w nim wyprawiaJ). A co w zachowaniu samej Ani? Rewolucje Panie i Panowie, rewolucje. Pamiętacie jak w kwietniu Ania niemal z płaczem wołała „konie nie”? W lipcu natomiast już po kilku dniach Ania radośnie mówiła „konie ja” i podnosiła rączkę. Czasem nie mogła się ich wręcz doczekać i mówiła „czekam”, potrząsając głową na znak stanowczego „nie”. Skąd taka przemiana, taka nagła miłość do koni? Ogromna zasługa Cioci Beaty, która i tym razem miała z Anią zajęcia i sprawiała, że przez te pół godziny na końskim grzbiecie Ania miała zapewnione masę atrakcji. Ciocia rozśmieszała Anię, zagadywała, angażowała w te zabawy inne dzieci i prowadzących na ujeżdżalni, a Ania pięknie w te aktywności wchodziła, śmiejąc się do rozpuku. Nie bez znaczenia był fakt, że jak mówiliśmy „Ania wyprowadza koniki na spacer” do lasu lub wokół Zabajki. Poza tym już po kilku dniach spokojnie zostawała sama na wszystkich zajęciach. Wjeżdżała Krokodylem do gabinetu/sali i tyle ją widziałam, musiałam tylko szybko zniknąć z oczu, żeby Ania nie zdążyła się zaniepokoić. Odbierałam dziecko radosne, zadowolone i dumne np. z prac plastycznych, często spod drzwi dobiegał do mnie perlisty śmiech Ani. Słowem, turnus zaliczamy do udanych, o czym świadczą poprzednie fotorelacje. Pozdrawiamy zaprzyjaźnionych współturnusowiczów i ich rodziny. Jest nam szalenie miło, że mogliśmy Was poznać a z niektórymi znów się spotkać. Pozdrowienia ślemy także do terapeutów Ani i praktykantów.
A na zdjęciu Ania na dogoterapii.