Weekendowe przygody Ani



Sobotę spędziła Ania rodzinnie u babci, objadając się owocami rwanymi prosto z krzaka. W niedzielę pojechaliśmy na Jurę spotkać się z przyjaciółmi i trochę powspinać (Ania już w samochodzie wołała „sinać się”). A miejsce dla nas w zasadzie nowe: Diabelskie Mosty (swoją drogą idealne na upały). Trzeba dodać, że Ani wspinanie to pewnego rodzaju rehabilitacja ruchowa, a przy okazji nauka świadomości ciała  - Tata radzi tu prawa noga, tu lewa, rączki tu itd., no i oczywiście mocno asekuruje. Oprócz tego, taki ruch dostarcza mnóstwo radości, co z resztą widać na zdjęciach. Wszyscy wokół się wspinają i Ania też, a w przedszkolu jest o czym opowiadać, a więc pojawia się motywacja do komunikowania się. Dodajmy do tego lepsze powietrze niż na Śląsku, - same korzyści. Dodatkowo w czasie odpoczynku pod skałami terapia ręki czyli zabawa z nalepkami - najlepsza w towarzystwie Cioci Kasi:). Słowem, i tym razem Zazul nie próżnował uszczęśliwiony obecnością Cioć i Wujków, których serdecznie pozdrawiamy. To była bardzo miła niedziela:)




Już chciałam łapać głowę, Ania dała radę, a co się nastękała, co jej. Kamyczki zebrać się jednak udało.










Nowy delikates Ani - liofilizowane truskawki. Chrupiące jak marzenie, może wyprą chipsy?:)