Dziś działo się wiele,
ale zacznę od tego co dla mnie jest największym dzisiejszym sukcesem – jak wiecie
Ania musi zażywać dużo lekarstw, nie dajemy jej nawet wszystkich suplementów,
które wydają się (nam i lekarzom) potrzebne, bo jest tego po prostu za dużo.
Jednym z tych suplementów jest Niagen, jest nawet jakaś poważna praca naukowa
oparta na badaniach klinicznych dowodząca, że może pomagać przy Zespole
Cockayne’a. Oczywiście kapsułki są nie do połknięcia, trzeba więc wysypać je i
z czymś toto wymieszać – zwykle tym czymś jest śmietana, która oblepia proszek i
tuszuje smak – ale Ania i tak nie lubi. Dziś spróbowaliśmy kolejnych tłumaczeń,
ale tym razem nie tylko, że trzeba, że pomaga itd., tym razem wykorzystałem moje
zażywanie lekarstw, przy których od jakiegoś czasu ostentacyjnie się krzywię,
krzywię, ale zażywam. Tak więc tłumaczyłem, że to niedobre (tu jest właśnie ta
nowość, dotąd „nie takie złe”) ale pomaga i tata jak zażywa swoje leki to też
strasznie się krzywi – i tu prezentacja – ale to pomaga. Proponuję Ani deal –
Ania daje mi lekarstwa a ja Ani (rolę moich lekarstw pełniły okruszki z bułki) –
i co? I z drobnymi namowami krzywiąc się pięknie zjadła kilka łyżeczek „śmietanki”.
Był też inny tym razem
pół-sukces pedagogiczny – wizyta u fryzjera. Mama na fotelu obok, Ania u mnie
na kolanach szybko stwierdziła, że nie chce się strzyc, ale po odwróceniu się
buzią do mnie (klękając na moich kolanach) zaczęła bawić się z Panią fryzjerką
w kuku – tzn. chować swoją głowę za moją raz z lewej raz z prawej strony. I tu pomysł – łapiemy lekko główkę i „liczymy
do pięciu” a potem robimy kuku, i co – i w bardzo wielu kilkusekundowych „liczeniach
do pięciu” Pani fryzjerka dała radę Anię obstrzyc, bez żalu czy płaczu.
Poniżej sesja z wieczornego karmienia śmietanką.