Można bezboleśnie!




A więc wylądowaliśmy u dentysty, niby drobna sprawa, ale po dłuższych konsultacjach i ze stomatologami i z neurologiem i z anestezjologiem uznaliśmy, ze leczenie czerech zębów trzeba będzie przeprowadzić w pełnej narkozie. Wszystko było ustalone, termin zabiegu sobota godzina 9.00. Przyjeżdżamy do Akademickiego Centrum Stomatologii w Bytomiu a tam drzwi zamknięte, idziemy do drugiego wejścia, też zamknięte, gorączkowo zaczynamy szukać numeru telefonu a tu drzwi otwiera sympatyczny portier, mówimy co i jak, a on na to, że tak wszystko w porządku, dziś są zabiegi, bo dziś jest zamknięte! Pan anestezjolog troszkę się spóźnił, co pozwoliło zapoznać się nam z tablicą ogłoszeń – i Mamę i mnie zaintrygowała informacja o zabiegach dentystycznych robionych pod wpływem gazu rozweselającego – który ma działać kojąco, odrywająco od rzeczywistości ale przy zachowanej świadomości i kontakcie głosowym. Zdawaliśmy sobie jednak sprawę, że Ania nie pozwoli sobie dłubać w zębach nawet pod wpływem takiego gazu. Chwilę później ekipa operacyjna (4 osoby) jest już w komplecie. Tata z Anią na kolanach poproszeni zostali o zajęcie miejsca na fotelu. Ku naszemu zdziwieniu (spodziewaliśmy się zupełnie innej reakcji) Ania zaczęła „opowiadać” paniom o kotku, a właściwie użyła słowa „kotek” i dialog już się sam stworzył. W tym czasie Pan anestezjolog mówi o zakładaniu wenflonu, potem ma podać środek usypiający wraz ze środkiem powodującym niepamięć wsteczną - dziecko nie pamięta, że płakało, że bolało. I tu przebłysk geniuszu – pytamy, czy nie można założyć Ani wenflonu pod wpływem tegoż gazu. Chwila konsternacji i można! Ponieważ nastrój Ani zaczął siadać, przenieśliśmy się na krzesło (aby uciec ze źle kojarzącego się fotela). Mama zagaduje Anię o kotka, ja trzymam przy nosku maseczkę, przez którą podawany jest gaz – ale wcześniej opowiadamy jak będzie pachniał, pokazujemy, że się wącha, Ania wybiera czy będzie porzeczkowy czy pomarańczowy etc. Ania zgodnie z opisem działania po jakiś 2 minutach z już półprzytomnym uśmiechem słucha o figlach kotka a Pan doktor zakłada bezboleśnie (!!!) wenflon i podaje leki.
Pamiętamy ile stresów powoduje pobieranie krwi, zakładanie wenflonu etc. – zjeździliśmy już wiele szpitali i laboratoriów i jakoś nam się w głowie nie mieści, że w żadnym nie było tego typu urządzenia. Który rodzic – nawet za słoną dopłatą – nie zechciałby dziecku oszczędzić bólu?


Później przenosimy Anię na fotel, tzn. ja na fotel, Ania na mnie i zaczyna się zabieg. Wszystko full profeska – urządzenie do mierzenia pulsu na palec, ja zostają poinstruowany, że ręce Ani mają być wzdłuż ciała – nie na brzuszku – aby jej się łatwiej oddychało, Pani doktor przystępuje do pracy, co jakiś czas Ania się rozbudza, wtedy Pan doktor dodaje kolejne dawki leku usypiającego. Po jakiejś godzinie koniec, powolne samodzielne wybudzanie – Ania trochę marudząca, pokazuje, że boli buzia – jak sądzę bolały otarcia itp. jeszcze jej trochę „główka leci”, ale po jakiejś godzinie doszła w pełni do siebie (leki przeciwbólowe po które szybko pobiegłem okazały się zupełnie zbędne) – także dzięki miłemu towarzystwu rodzinki z kolejnym brzdącem czekającym na swoją kolej na fotelu.
Poniżej zdjęcia z niedzielnej wizyty u Babci – Ania buszująca w porzeczkach.
PS: Dziękujemy wszystkim za trzymanie kciuków. Trochę się stresowaliśmy, jak się okazało zupełnie niepotrzebnie.
PS2: Nasunęła nam się jeszcze jedna refleksja. Co w sumie nie powinno już nas dziwić, ale jednak zadziwiło, mimo dopytywań nigdzie na Śląsku nie udało nam się znaleźć placówki, w której leczenie zębów w narkozie byłoby finansowane przez Fundusz Zdrowia, a wiemy, że wcześniej tak bywało. Jak nam wyjaśniono w Bytomiu, Fundusz nie wykazał zainteresowania takimi zabiegami, a przecież w przypadku dzieci niepełnosprawnych to przeważnie jedyne rozwiązanie i jako usługa podstawowa powinno być refundowane. Koszty zabiegu i anestezjologa (dokładnie 1180zł) pokryliśmy ze środków zebranych na subkoncie Ani. Dziękujemy.