Jak wiecie, Ania
uwielbia wodę, może taplać się w wannie całymi godzinami (od czego nie stronimy
w upalne dni). Korzyści cała masa, bo ćwiczy oddech robiąc bąbelki w wodzie, sporo
się rusza w środowisku wodnym, które jej rzeczywiście służy - dostarcza wiele
bodźców i radości, relaksuje. Można popracować nad zakresem ruchu stóp nie
napotykając na opór dziecka, poćwiczyć mówienie (np. liczenia zwierzątek, co
Ani idzie coraz sprawniej, a ostatnio zaczęła Ania łapać po kosmetyki na wannie
i „czytać” etykiety:) - bezcenne), w końcu motorykę małą
(Ania ściska plastikowe jajka i z upodobaniem polewa wodą rodziców, najczęściej
mamę, która zazwyczaj wcale się tego nie spodziewa), na koniec można wymasować
różnymi fakturami. Stąd na przysłowiowy dzień dziecka decydujemy się naprawdę
okazjonalnie. Czasem jednak trudno wyciągnąć rybkę z wody (zwłaszcza, gdy
wysmarowana jest olejem kokosowym) a jak wiadomo kiedyś trzeba. Rybka zaczyna
stanowczo i coraz głośniej protestować, (pal licho jak próbuje pertraktować,
pokazując paluszkami jeszcze troszkę), a złapana w rodzicielskie ręce wije się
jak węgorz (w końcu to rybka:). Zastanawiałam się jak zaoszczędzić
sobie i Ani tak nieprzyjemnych emocji. I wymyśliłam, pomysł przyszedł właściwie
sam, a efekty miło mnie zaskoczyły. Od czego jest wyobraźnia. Wyciągana Ania z
wanny zazwyczaj łapie za słuchawkę i trzyma. Nazwałam naszego łazienkowego węża
wężem morskim wyjątkowo niebezpiecznym i żarłocznym, który porwał się na Anię,
ale oto zaraz mama nadejdzie z odsieczą, z prawdziwą akcją ratowniczą, uratuje
Anulkę, da wężowi po nosie itd. Zmieniam ton głosu, opowiadając kołyszę i
potrząsam Anię trzymającą w ramionach słuchawkę. Im więcej hałasu i chlapania
tym lepiej, aż w końcu Ania zazwyczaj sama puszcza morskiego węża, a mama przechwala
się głośno, że i tym razem dała radę przyjść dziecku na pomoc na czas i nie
pozwoliła bestii porwać Anulki. Stojąc przy wannie i wycierając Anię,
paluszkiem grozimy wężowi jeszcze przez chwilę, co Anię niezmiennie śmieszy. Ostatecznie
uśmiechnięty i zrelaksowany Zazul wraca na moich rękach do pokoju.
Załączamy zeszłoroczne
zdjęcie z kąpieli błotnej.