Wpis będzie o
książkach, ale nie o takich zwyczajnych, właściwie niezwyczajnych i to na tyle,
że sam autor nazwał je grami. Autor w Polsce dobrze znany, bo o Hervé Tullet mowa,
i dziwne, że jego szalone gry tak popularne na rynku książki dziecięcej nie
doczekały się polskich wydań. Na szczęście są dostępne w kilku polskich
księgarniach internetowych, sporo recenzji możemy też znaleźć na polskich
blogach książkowych. Wśród stosu propozycji wybrałam kilka, będąc prawie pewna,
ze i Ania się nimi zachwyci. I tu zaskoczenie, bo pewniaki spotkały się z
całkowitą obojętnością, a książka, którą kupiłam tak na wszelki wypadek jako
najmniej interesującą (oj ta wyobraźnia dorosłych) okazała się hitem. I tak,
oglądamy, wertujemy, wodzimy palcem po śladzie, tworzymy własne obrazki, puszczamy
wodze fantazji. Przedstawiamy:
The
game of Shadows - odsyłam do recenzji na znakomitym swoją drogą blogu o
książkach dla dzieci książki na czacie :
Jeszcze nie miałyśmy
okazji przetestować, ale mam dużą nadzieję, że projektowanie na suficie cieni spotka
się z aprobatą dziecka.
Kolejna pozycja to pokryta
porządną warstwą fluorescencyjnej farby The
game in the Dark. Ostatnio Ania idzie wcześnie spać, w półmroku jaki udaje
mi się stworzyć, farby są lekko widoczne i nawet kołdra nie pomaga. Czekamy na
lepszy moment. O książce można poczytać na wspomnianym wyżej blogu tutaj.
The game of Let’s go. Świetną recenzję znalazłam na blogu peek-a-boo-boo:
Póki co bardziej
zachwycona jest mama. Zielona, wyczuwalna pod palcami wstążka nie interesuje Ani, odmawia wysłania palca
w podróż, za to zamyka mi łapkami oczy i ma za zadanie pilnować, czy nie gubię
trasy. Dla zabawy wpadam w dziurę, tracę pod palcem zieloną ścieżkę i czasem
faktycznie mam problem, gdy trudności się piętrzą, a filcowa nić kręci się i
przerywa. Genialny pomysł, można byłoby poszaleć z innymi fakturami. Kto wie,
czy takie gry już nie powstały w pracowni Tulleta lub innego kreatywnego
pisarza. Jeśli coś wiecie na ten temat, dajcie znać:).
I na koniec Ani ulubiona
książeczka The game of Tops and Tails
dająca możliwość kombinowania własnych obrazków. I tak Ania może postanowić, że
słonia przetransportuje ciężarówka, góry znajdą się na dachu domu a jeden palec
udźwignie całego wielbłąda. Przy okazji tworzymy krótkie historie, wymyślając co
stanie się ze słoniem, kto przejedzie przez tunel, co zjedzą cyrkowcy na śniadanie,
a dwa wielbłądy zdaniem Ani to tata (ten górny) i mam (ten dolny) lub na
odwrót. Ania dziwi się, śmieje się, droczy i wertuje kartki dopóki zabawa jej się
nie znudzi.
The game of finger Worms. Bohaterem
książeczki są palce najlepiej z wymalowanymi oczami buzią i nosem. Kiedy
pojawiają się w otworze w kartonowej kartce stają się np. dinozaurem. Paluszek
dziecka i paluch dorosły mogą ze sobą rozmawiać, witać się i gonić nawzajem.
Eksperymentujemy z także z minkami. Do podglądnięcia chociażby tu (nasz egzemplarz
tymczasowo gdzieś się schował).
Dzięki Ciociu Marto, że
podzieliłaś się z nami swoimi odkryciami:)