No i jesteśmy. Podróż minęła całkiem sprawnie. Ania mimo
wielogodzinnej jazdy (oczywiście z przerwami) dzielnie znosiła trudy. Miałyśmy
w zanadrzu całą torbę puzli, książeczek i innych pomocy, bez których w podróży,
w dodatku tak długiej, ani rusz. Bez trudnych momentów się nie obyło, ale wtedy
wkraczał Pan Łaskotek podkolannikowy albo podpaszkowy, jak zawsze niezawodny,
tym razem brał udział w nowej zabawie. Na prośbę Ani to chował się za fotelik
(gdy usłyszał so-waj-się), to znów się pojawiał (gdy usłyszał po-ka-się czy coś
w tym styluJ)
i tak do upadłego. Trzeba dodać, że komfort podróżowania zawdzięczamy nowemu
fotelikowi Recaro Reha Monza, o którym opowiemy przy okazji jak tylko zgłębimy
tajniki instrukcji:).
Dość powiedzieć, że spisał się na medal, łatwość zapinania, komfort jazdy są
niezaprzeczalne. A w przerwach Ania szalała w Krokodylu – po raz pierwszy
użyliśmy go na dworze. Radości było mnóstwo. Już w Zabajce nie patrząc na
deszcz, wiatr i zimno Ania pognała z Krokodylem oglądać baranki, bo przeciez to
do nich jechała dzielnie tyle długich godzin. Wolność Panie, wolność! Nareszcie
jedzie tam gdzie chce, a nie tam gdzie Mama zawiezie lub zaniesie. Rozwija nam
Ania skrzydła i aż szkoda, że tak późno. Wiele pracy przed Anią żeby w pełni
opanować urządzenie, ale już teraz nie możemy się nacieszyć Ani w ruchu,
niezależnej, upartej, roześmianej. Pierwszy dzień organizacyjny, jeszcze bez
zajęć przemaszerowała na własnych nóżkach (a jest tu gdzie chodzić).

