Jak minęły Ani Święta?
Na zabawie oczywiście, nieustannej, momentami szalonej zwłaszcza, gdy Krokodyla gonił w zależności od zachcianek
słoń, koń, goryl lub świnia (czyli głównie Tata machający trąbą, galopujący
itd.), czasami to Krokodyl gonił słonia, konia lub świnię. Pogoda też szalała i
choć Mama miała szaloną ochotę wyrwać się z dzieckiem na spacer (Tata z kolei
miał szaloną ochotę odpocząć w tym czasie), ze spacerów w końcu
zrezygnowaliśmy. Obawialiśmy się, że jak zaczniemy się ubierać, bo w końcu
wyszło słońce, to kiedy już będziemy gotowe, zacznie sypać śniegiem, gradem lub
padać deszcz ze śniegiem (żeby nie było nudno). Poza tym na krótką chwilę pojawił
się katar, który jakimś cudem szybko zniknął, ale bez środków ostrożności się
nie obyło (tym bardziej, że wyjazd na turnus rehabilitacyjny zbliża się
wielkimi krokami). Była za to wizyta u Baby Zochy i Wujka Maćka na wsi (ku
radości Ani przyjechały także Ciocie-babcie) świąteczne śniadania u Dziadka i
Wujka, a co za tym idzie Neroterapia (np. karmienie ogromnego Mastifa z rękiJ),
nie mówiąc już o trwającej całą dobę osobistej Fellinoterapii domowej (małą
próbka wspólnych zabaw można zobaczyć na filmie). Ponadto Ania dawała upust
swojej duszy artystycznej, czego owocem stała się prezentowana w poprzednim
poście Galeria Nad Kanapą. Słowem Zazulowi wcale a to wcale się nie nudziło, i
chyba cieszyły ją szaleństwa pogodowe, głównie dlatego, że nie trzeba było się
wybierać na żaden spacer.
