Jak wiecie Ania marznie zawsze, ma zimne łapki i nóżki nawet gdy jest naprawdę ciepło. Wczoraj trafiliśmy na ciepłe śniegowce w rozmiarze 23, różowe jak nieszczęście i z białym futerkiem od środka. Zima co prawda już się kończy jeśli w ogóle się zaczęła, ale buty wzięliśmy od razu i pojechaliśmy prosto po Anię do przedszkola. W przedszkolu Ania była w ortezach, w których nogi jej się przepacają w związku z tym rajtuzki były jak zwykle wilgotne a nogi z kolei zimne. W domu daliśmy jej od razu różowe buciki – daliśmy i już nie daliśmy rady odebrać. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Buty musiały być na nogach nawet przy wymianie rajstop - jeden but na nodze, drugi w rękach. W czasie krótkiego pobytu w domu Ania bawiła się siedząc w foteliku w koszulce, majtkach i… śniegowcach ubranych na gołe stopy. Przy okazji buty nie tylko Anię ucieszyły (takiej radości kompletnie się nie spodziewaliśmy), ale odwróciły uwagę od zbliżającej się wizyty u Pani dentystki. Zresztą taki trochę mieliśmy chytry plan. Oj, wizyty u dentysty nigdy nie były łatwe. Ania nie lubi zaglądania do buzi a mamy już 2 dziury, jedną małą, drugą dużą, obie w 5-kach. Dwie dziury, niby normalna sprawa, ale boimy się ich bardzo wiedząc, że przy Cockayne’ie zęby dosłownie potrafią się posypać w 2 tygodnie. Ania na tyle skutecznie oporuje na fotelu (tzn. na kolanach Taty), że Pani dentystka może tylko „lapisować” a i to z wielkim kłopotem. O borowaniu nie ma mowy, pozostaje zabieg pod narkozą, a wiadomo, że tego boimy się najbardziej. Poza tym Ania ma niestety bardzo małą szczękę, zęby mogą się najzwyczajniej w świecie nie pomieścić. Wada zgryzu gwarantowana. Zalecenie dużo gryźć zwłaszcza marchewki, żeby szczęka i żuchwa się rozrosły i mogły pomieścić stałe zęby. Ostatecznie wizyta zakończyła się sukcesem, dziury zalapisowane, palce Pani dentystki uszły z opresji całe, choć mało brakowało. Uspokoić się pomogła Ani perspektywa wyjścia na bezy, dodajmy niezbyt pochwalane przez naszą Panią dentystkę. Uznaliśmy jednak, że Zazul był bardzo dzielny i nagroda się należy. W „bezarni” było pełno, więc wylądowaliśmy na kawie z pianką i lodach w naszej ulubionej kawiarni. To było mimo wszystko miłe popołudnie.