Walka trwa

Wirus szaleje w najlepsze. Dzień w dzień (poza jednym dniem) gorączka. Ania śpi kilka godzin w ciągu dnia, śnięta jest jak mucha. Boimy się, żeby się Myszka nie odwodniła, więc podajemy różne smaczne płyny, a i tak nie śpimy spokojnie. Wczoraj już naprawdę z piciem było cienko, Ania odmówiła nawet pewniaka - Sprite'a, gorzej odmówiła nawet super-pewniaka - Coca-Colę! W akcie wieczornej desperacji, gdy nawet "myk z rurką" nie zadziałał, sięgnęliśmy po pryskacza do buzi. Pryskacz - to maszynka do ciśnieniowego mycia zębów - p.o. nitki a może raczej jej uzupełnienie. Ania lubi to pryskanie i zwykle jest problem aby nie połykała wody którą się pryska, tym razem wykorzystaliśmy to na odwrót i po prostu nie zachęcali do plucia. Potem spać - po 2 godzinach bardziej leżakowania niż snu pobudka kolacja, picie(!!!) i już spać. Po kilku pobudkach nad ranem kolejna drzemka do 11! W piątek minął tydzień takiego chorowania, cyborga by zwaliło z nóg. Pani doktor zaleciła włączenie antybiotyku, tym razem Sumamed. Na domiar złego Tata złapał grypę, zmutowaną ponoć. Trzymanie kciuków mile widziane. Na zdjęciach Ania w dobrej formie po zbiciu gorączki. PS: Doszła biegunka, ale szczęśliwie jednodniowa.
Inhalujemy się w dużej masce jak Tata.
Można inhalować także ucho:)
Dzwonimy:)