Od dwóch dni Ani gorączka nieco spasowała to znaczy utrzymuje się w granicach 37.5-38,2 tak przez jakiś czas, po czym sama kapituluje bez leków szczęśliwie. Mam nadzieję, że to rekonwalescencja a nie tlący się stan zapalny. Antybiotyk skończony. A dziś po obiedzie (makaronie z masłem:) bo zupą Ania pogardziła i całą resztą również) dziecko wyraźnie dało znak na drzemkę – słowo spać, do tego gest. Mama zrobiła duże oczy: żartujesz? Nie, no dobra, zapakowałyśmy się pod kołdrę i zanim skończyłam opowiadać bajkę o kudłatym słoniu (wersja autorska), wtulona Ania już spała. Wysmyknęłam się z uścisku nie bez trudu i już zaczęłam planować co ja też będę teraz robić. Zdążyłam zamienić dosłownie dwa słowa przez telefon, nastawić wodę na kawę a tu słyszę kaszel z pokoju. Pobiegłam utulić, trwało to raptem chwilkę, nagle słyszę wypowiedziane stanowczym i całkiem przytomnym głosem: butyy. Jak buty, przecież śpimy, czy to już koniec drzemki? Ania radosna jak skowronek zerwała się ubierać buty i lepić „cinkę” czyli ciasto-linkę. Tylko rozespana mama musiała się szybko otrząsnąć, żeby nadążyć za zmianami. Koniec świata, tego jeszcze nie grali.
PS: Zdjęcie kiepskiej jakości, bo po ciemku i cichaczu. Ania śpi z otwartymi oczami już od jakichś dwóch lat (przynajmniej przez pierwsze godziny snu).