Właściwie chorujemy nadal, gorączka zniknęła, choć nie wiadomo czy za sprawą antybiotyku czy może sama z siebie, bo kaszel i katar jak były, tak trwają w najlepsze. Zamieszczamy kilka zdjęć z artystycznych działań Ani i trochę mamy (szczęśliwie mama odkryła w kubku zebrane jakiś czas temu kasztany). Na deszczowe dni zostawiłyśmy sobie w odwodzie domową ciastolinę. Przepis na szybką ciepłą masę, która w dodatku bulgoce w czasie przygotowywania (takie efekty specjalne powoduje pewnie jeden ze składników - proszek do pieczenia) znalazłyśmy w internecie tu (polecamy:) Zabawa przednia, masę można pomalować (nasza złota farba się niestety nie odznacza, zalecamy mocniejsze barwy) potraktować brokatem, ozdobić różnościami, a co zostało wpakować do woreczka na dzień następny :)