Od jakiegoś czasu Ania chodziła z lekka zasmarkana, przeszła wirusówkę wypiwszy całą butelkę Neosiny, ale co chwila jakaś gorączka czy coś się przyplątywało, tak, że 2 razy z rzędu musieliśmy odmówić zajęcia na basenie z Halliwicka. W końcu w ostatni piątek Ania czuła się dość dobrze – tzn. nie wykazywała zbyt(!) niepokojących objawów, że zdecydowaliśmy się jechać na basen. Dlaczego piszę „zbyt niepokojących” – Ania przez chyba rok miała co dzień podwyższoną temperaturę (nawet do 37.7) która spadała po zaśnięciu, skończył się to pół roku temu a ostatnio wróciło. Tak czy siak w piątek byliśmy na basenie a już w niedzielę do gorączki dziennej doszła nocna i brzydki kaszel – w poniedziałek wylądowaliśmy u lekarza, Pani Doktor zaleciła antybiotyk i siedzimy w domu odkurzając stare zabawy. Jedną z nich jest gra „kot w worku”, a właściwie wchodzące w skład tej gry dwa zestawy wkładanek, które kiedyś Ania układała całymi dniami. Z jednej strony mając trochę na uwadze paskudne rokowania, z drugiej po prostu jako urozmaicenie spróbowałem nie pokazywać Ani elementów zabawki a tylko dać je do podotykania – i sukces drabina, gitara, gwiazda, łyżka, widelec i wiele innych rozpoznane bez pudła – tzn. Ania pokazywała w które miejsce się toto wkłada, z kotkiem, konewką czy grzybkiem nie było tak łatwo ale kolejna porcja ołówków czy jajek radowała i Anię i tatę. Kolejne dni to twórczość artystyczna – farby, kredki liście i coraz chętniej spędzany czas w swoim pokoju do zabaw (choć ten jeszcze nie do końca gotowy). Szczęśliwie wolno nam w ładną pogodę wyściubiać nos na krótki spacer. Poniżej to samo w fotoreporterskim skrócie :).