Turnus w 12 Dębach

Cisza zapadła na całe 2 tygodnie, ale to nie znaczy, że nic u Ani nic się nie działo. Wręcz przeciwnie, mama pojechała z Anią na turnus, a tata w domu podkasał rękawy i rzucił się w wir remontu. Po powrocie czekała na Anię nie lada niespodzianka. Ale o tym w następnym poście, miejmy nadzieje okraszonym bogato zdjęciami. Szykują się także nowe odcinki z cyklu Co powie Ania, w tym jeden śpiewany. A teraz do rzeczy. Do Zaździerza pojechaliśmy pierwszy raz. Przeczytałam w necie same entuzjastyczne opinie na temat ośrodka, dodatkowo skusił nas basen i wizja odmiany, więc pojechaliśmy i absolutnie nie żałujemy, choć muszę przyznać, że w pierwszym tygodniu byłam odrobinę rozczarowana. O minusach jednak (podejrzewam, że ma je każdy ośrodek) nie będę pisać, chcę się skupić na pozytywach i na tym co dobrego wydarzyło się tu dla Ani (gdyby ktoś jednak chciał usłyszeć o tym, czego nam brakowało lub o tym co nie do końca się podobało, zapraszamy na priv). Grafik Ani 9.00 terapia ręki (30 min) (wujek Grześ) 9.30 pedagog (30 min) (wujek Grześ) 10 ćwiczenia na Sali (godzina) (ciocie Monika, w ostatnim tygodniu ciocia Marta) 11.10 terapia ręki raz jeszcze (przez pomyłkę dwa razy zamiast logopedy) (ciocia Ola) 12 basen (40 minut) (wujek Robert) 13.30 w poniedziałki i wtorki SI (ciocia Dorota) 14.15 godzina na Sali (ciocia Arleta) Zajęcia właściwie ciurkiem, niestety popołudnia trzeba było sobie samemu organizować. Parę razy poszłyśmy na basen, korzystałyśmy z placu zabaw, co poniektórzy rodzice chodzili na grzyby do lasu (można je było znaleźć dosłownie parę kroków od budynku). Niewątpliwie przydałby się kącik dla dzieci. Wzięliśmy dodatkowo dla Ani zajęcia dogoterapii (dowiedziałam się o nich przypadkiem, bo w ośrodku się nimi nie chwalą). Parę słów o samych zajęciach. Terapia ręki – Ania bardzo polubiła wujka Grzesia (ostatecznie mieliśmy z nim także zajęcia pedagogiczne). Było sporo ćwiczeń usprawniających ręce m. in. wkręcanie i wykręcanie drewnianych kulek. Grzesiowe „złap i przekręć” wypowiedziane radośnie i stanowczo zarazem, dużą ilość razy w ciągu jednych zajęć, na długo pozostanie nam w pamięci. Tylko Sala Doświadczania Świata wytrącała Anię z równowagi. Mama, która zazwyczaj była nieobecna podczas zajęć, tu nie mogła się oddalać nawet na centymetr. Na czas terapii ręki z Ciocią Olą wypadało nam II śniadanie, niemniej trochę zabaw podpatrzyłam. Zresztą za namową Cioci Oli tuż przed wyjazdem do domu pojechaliśmy do ogromnej hurtowni zabawek w Płocku, zaopatrując się w kolejną porcję gniotków, puzzli, baniek, kredek i czego tam jeszcze. Sala - Ania szybko się zaklimatyzowała, chętnie współpracowała i w zasadzie dobrze się bawiła. Przymierzyliśmy Anię do balkonika, który może dać Ani samodzielność i poczucie bezpieczeństwa. Będziemy się zastanawiać i konsultować z neurologiem, na razie dowiedziałam się od jednej z mam, jak wygląda refundacja kosztów zakupu takiego sprzętu (o szczegółach niebawem). Jeszcze raz okazało się, że kombinezon Dunag to dla Ani fajna sprawa, przetaczanie stopy w końcu prawidłowe, najpierw pięty potem palce, wyprostowana sylwetka (na co dzień jest pochylona w związku z obniżonym napięciem posturalnym). Chodzeniu na palcach (czego przyczyną jest wzmożone napięcie w nogach w chwili stresu czy pod wpływem emocji) będą z kolei zapobiegać ortezy, na które właściwie już się zdecydowaliśmy jeszcze przed wyjazdem dzięki naszej Pani Agnieszce, która rehabilituje Anię w przedszkolu. Do chodzenia w kombinezonie specjalnie Ani nie trzeba było namawiać, były spacery do lodówki po kabanosa, do wózeczka po lalę, w końcu z balkonikiem i lalą. Basen. Do wujka Roberta Ania zapałała sympatią już pierwszego dnia. Była trochę przestraszona dużej, w dodatku chłodnej wody, ale po zabawie w słuchanie rybek (raz jednym uchem raz drugim) wszystkie lody zostały przełamane. Po kilku dniach pływająca w okolicy mama okazała się zupełnie zbędna. Ania najlepiej czuła się w jacuzzi (ok. 35 stopni) gdzie szalała do woli, w drugim tygodniu swobodnie zanurzała głowę (efekt - n.p. myciu głowy nie towarzyszą już awantury), przy okazji wujek był wycałowany i wyściskany. Rozanielona twarz terapeuty rzecz bezcenna Zajęcia z psem i ciocią Magdą dały wiele radości i mamie i córce, a poza tym były niezwykle pouczające. Terapeutą był 15 miesięczny Border Collie o mieniu Shadow spokojny, opanowany i niesamowicie posłuszny, podążający za swoją panią rzeczywiście jak cień. Same zajęcia ciekawe, starannie dobrane z myślą o potrzebach dziecka. Pozdrawiamy zaprzyjaźnione mamy. Aniu, Marto, Beato, Paulino, Moniko było nam niezmiernie miło Was poznać! Uściski dla Adasia, Wiktora, Mikołaja, Reni i Kingi.