A więc NFZ zgodził się
zapłacić za badania i transport materiału genetycznego Ani – ja miałem już
tylko umówić się na pobranie krwi. Dzwonię więc do Ligoty (Śląskie Centrum
Zdrowia Dziecka) i już dnia następnego mam zwrotną wiadomość – nie da się tego
zrobić!, Pani coś tłumaczyła procedurami, umowami, doświadczeniem (tzn. jego
brakiem) itd. Piszę więc maila do Pani Prof. Chrzanowskiej – która dosłownie po
paru minutach odpisuje, że oczywiście można to zrobić w Warszawie (mamy tam
niedługo być u okulisty i chcieliśmy to pożenić) ale może nie trzeba – musi sprawdzić,
ale przecież w Centrum Zdrowia Dziecka powinien być materiał pobierany do
wcześniejszych badań. To był piątek, w poniedziałek przychodzi mail – jest materiał
(Ani kłuć nie trzeba!). Wcześniej dzwoni NFZ z pytaniem na jak długo mają
wystawić formularz E112 – służący właśnie rozliczeniu z laboratorium. Tłumaczę
grzecznie (a dane mają we własnej z laboratorium korespondencji), że laboratorium
mówi o 80 dniach roboczych (ze 4 miesiące) plus czas na pobranie transport etc.
Formularz został więc wystawiony na 5 miesięcy, ale nie od razu, bo ktoś tam na
urlopie, na coś tam trzeba czekać a pozostaje problem od kiedy go wystawić. Aha
ważne, materiał genetyczny musi iść razem z tym formularzem. Materiał
genetyczny czeka, formularz jak obiecano wystawiono w poniedziałek, tyle że po 15.30 (NFZ zamykają o 16.00). Dziś go odbieram
(tak, NFZ nie może wysłać go do Warszawy), gdy wracam do Gliwic dzwoni Pani
Profesor, bo właśnie wysyłają coś do Anglii i mogło by pójść razem –
przepraszam, tłumaczę skąd opóźnienie, zresztą w wyraźnym zrozumieniem z
drugiej strony, wrzucam w DHL i może może mamy to już za sobą. W tym całym
bałaganie widzę uśmiech losu, bo przez to, że nie można było pobrać krwi w
szpitalu w Ligocie, Ani nie trzeba dodatkowo narażać na stres. Przy okazji posta załączamy wakacyjne (tak, tak, kiedyś napiszemy tego posta) zdjęcie Ani, na razie z Zoo.

