Chociaż
zastanawiałem się czy nie napisać o „rzucaniu błotem”.
W
niedzielę jedziemy z Anią na turnus rehabilitacyjny do Zabajki – tu ślemy
bardzo szeroki uśmiech do chcącego zachować anonimowość darczyńcy. Ale ponieważ
Ania jest jeszcze osłabiona po rotawirusie nie chcemy z nią iść do piaskownicy
narażając na kontakt z być może chorymi dziećmi – nie możemy sobie pozwolić aby
na turnus jechała chora – bo wtedy było by z niego więcej strat niż pożytku. Tak
więc dziś głównie siedzimy w domu stając po raz kolejny przed problemem w co
się bawić. Bawić – ale bawić tak aby i
trochę nauki, czy rehabilitacji z tego było – tu z pomocą przyszła Najlepsza
Żona Świata, która jakiś czas temu na taką właśnie okazję kupiła błoto – tak „Błoto
z Morza Martwego”, błotko to co prawda sprzedawane jest jako super sposób na
super cerę ale dla nas to takie coś w czym się można taplać i co daje jednak
inne wrażenia dotykowe niż woda. Plan był prosty – ponieważ błotka (w formie
proszku) jest niewiele Ania będzie się błocić w miednicy na wszelki wypadek
wstawionej do wanny. Zaraz się jednak okazało, że woda w miednicy robi się
chłodna, więc podgrzewaliśmy ją poprzez lanie ciepłej wody do wanny, jak się
domyślacie po jakimś czasie trudno już było rozróżnić czy woda w wannie czy
miednicy jest bardziej brązowa, przelawszy więc wszystko do wanny pozwoliliśmy Ani
pluskać się do woli.
 |
I co z tym robić? |
 |
Większa wanna - lepsza zabawa. |
 |
Może się już umyjemy? |
 |
Może jednak jeszcze nie teraz. |
 |
I jeszcze nie teraz. |
 |
I jeszcze nie teraz. |
 |
A teraz dodajemy jeszcze błotka. |
 |
Wanna po zabawie. |