Zoo w Warszawie
Wracając z Instytutu
Matki i Dziecka, nie mogliśmy nie odwiedzić warszawskiego Zoo. Towarzyszyli nam
Ciocia Jola, Mikołaj i Julek, a już na samym początku przywitały nas flamingi i
pelikany. Jeden rozczochrany pelikan pomylił Anię z rybką, łapiąc dziobem za rączkę.
Anię to bardziej zaskoczyło niż przeraziło, a potem każdemu pokazywała jak to
pelikan łapał za palce. Dużo radości dały nam także słonie akrobaci – lewa
przednia noga do przodu i równocześnie prawa tylna do tyłu – naprawdę urocze.
Największym przebojem okazały się hipopotamy pływające w pięknym akwarium wśród
piranii. Można je było oglądać przez szybę – jak prawdziwi gwiazdorzy
przepływali tuż przy szybie pokazując brzuch i pysk. Dzieci i rodzice piszczeli
z radości. Odwiedziliśmy także lwy, które Ania
straszyła głośnym Aaaa. Nie zabrakło gofrów i lodów – to a propos
stosowania się do lekarskich zaleceń.
 |
Tuż po zdradzieckim ataku na paluszki |