Się porobiło,

Na wtorek mieliśmy zaplanowaną wizytę w Krakowie u doc. Kwiatkowskiego – neurochirurga  polecanego przez prof. Majkę, wizyta na 18.10 planowaliśmy więc wyrwać się z turnusu po rehabilitacji i wrócić późnym wieczorem. Przyjeżdżam przed 16.00, korki jak po byku,  trzeba się spieszyć no i jeszcze trzeba zgłosić wyjście. Ponieważ  przed planowaną godziną powrotu zmienia się obsada pielęgniarek, aby nie robić problemu pustego pokoju otwartym tekstem powiedzieliśmy, że chcemy wrócić później, no i dlaczego. A tu niespodzianka – teraz nie można wziąć przepustki – nie ma lekarza, który mógłby ją wystawić, mamy więc do wyboru siedzieć w szpitalu, lub wypisać się na własną prośbę i już nie wracać. OK – wypisujemy się, ale i tak musimy czekać na lekarza żeby przy nim podpisać papiery. Lekarz przyszedł dość szybko, my pędem do auta i do Krakowa, cudem jakimś korki stopniały i dojeżdżamy przed czasem. Akurat ktoś odwołał wizytę, wchodzimy prawie od razu – doc. Kwiatkowski w MR widzi inne problemy niż pozostali diagności, główny problem to niewłaściwa struktura, brak ostrego podziału na istotę białą i szarą, itd. Czy będzie się dało Ani pomóc tymi komórkami macierzystymi zobaczymy – doc. Kwiatkowski ma o tym porozmawiać z prof. Majką, jak rozumiem są 2 problemy 1-y nazwijmy to formalno techniczny i drugi – w tego typu „ciekawych przypadkach” takiej terapii jeszcze nie próbowano. Za to mamy (tzn. Ania ma) zażywać wyciąg z boczniaków i jakiś tam ryb – zabierzemy się za to jak tylko Ania wyzdrowieje. Tak w sumie z tym wypisem wyszło dobrze, bo już 1-ego wieczora w domu Ania jakaś padnięta, w nocy gorączka 39.3 jesteśmy już po wizycie u lekarza – wirusówka –  bierzemy leki, ma być lepiej, jeszcze nie jest. Aha o rehabilitacji i życiu w szpitalu opowie niebawem Mama.