W co się bawić? cz. 2




Najpierw przetestowałyśmy świeżo zakupione stempelki-pieczątki ze zwierzętami domowymi. Ania była zachwycona, dała się przekonać (przynajmniej na jakiś czas), aby za każdym razem, gdy przyciśnie stempelek z krówką muczeć a miauczeć, gdy w rękach znajduje się stempel z kotem itd. Mamy więc nie tylko terapie ręki (trafić do malutkiej poduszeczki z tuszem nie jest łatwo) ale i ćwiczenie logopedyczne. Można dodatkowo tworzyć sekwencje krówka-piesek-krówka-piesek itd. Lub po prostu wybudować ze stempli wieżę, co zdecydowanie przypadło do gustu Ani, robienie pieczątek paluszkiem też jest nie lada frajdą. Również obserwowanie zabrudzonych palców jest interesującym zajęciem. Tego popołudnia mama miała w zanadrzu kilka innych rozrywek (ostatnio z zapałem buszuje w necie w poszukiwaniu ciekawych propozycji). Do zabawy został zaangażowany zmysł smaku.  Na stoliku Ani wylądowały 4 łyżeczki i 4 filiżanki - ze słoną ciepłą wodą, miodem, dżemem morelowym i sokiem z cytryny – Ania lubi sok z cytryny, poznała go dawno (wtedy z cukrem) jako lekarstwo na czkawkę, a teraz z zadziorną miną potrafi lizać cytrynę, śmiejąc się z Taty krzywiącego się na sam ten widok. I oczywiście bez problemu rozpoznawała smaki. Co prawda nie potrafiła ich nazwać, ale odpowiednie miny pokazywały, że wie, o co chodzi. Miód i dżem skosztowała na prośbę Mamy, woląc bardziej zdecydowane smaki jak sok z cytryny (mina Ani po skosztowaniu obłędna). Najdłużej delektowała się …. posoloną wodą :).  Miód i dżem zjadła Mama (zgodnie ze swoimi przewidywaniami). Będziemy tę zabawę powtarzać i poszerzać, dodając bardziej wyszukane ilustracje. Nie zabrakło ćwiczeń oddechowych. Z ciastoliny wybudowałyśmy coś na kształt tunelu i dmuchając przetaczałyśmy sobie kuleczkę z folii aluminiowej. Podjęłyśmy próbę dmuchania przez słomkę, na razie jednak bez większych sukcesów. Na sam koniec przyszła kolej na zmysł dotyku. Najpierw zabawy z kaszą manną: wodzenie palcem od fasolki do fasolki (porozrzucałyśmy je na tacy z kaszą), rysowanie kółek, odwzorowywanie wzorów z kartki, w końcu kasowanie rysunku za sprawą potrząsania tacą (to było najfajniejsze).  Jednak najwięcej radości przyniosła Ani spontaniczna zabawa produktami spożywczymi. W ruch poszła cała zawartość maminej kuchni. Ania przesypywała, przesiewała, posypywała samą siebie, wysypywała, mieszała i smakowała. Na deser zrobiłyśmy sobie wieżę z kostek cukru :) Powstrzymanie dziecka, żeby ich wszystkich nie zjadło, nie było rzeczą łatwą. W najbliższych planach przeróżne ciapulty.
Mama