Relacja z wyjazdu do Warszawy 3-5 listopada 2013 - okiem Mamy

 
Będzie to tzw. rys obyczajowy (czyli kilka słów od mamy, stroną merytoryczną czyli zwykle medyczną zajmuje się tata)
Na ten wyjazd cieszyliśmy się wszyscy z kilku względów: a) może tym razem konsultacja genetyczna da jakieś konkretne efekty najlepiej pozytywne b) nadrobimy towarzyskie zaległości. Mieliśmy więc w planach nocleg u cioci Joli (choć sama gospodyni musiała jeszcze w niedzielę wyjechać na tydzień w delegację). Umówiliśmy się również na spotkanie z ciocią Magdą, która szczęśliwie była już w Warszawie. Ania, wieczór przed wyjazdem zrobiła wielką awanturę, bo koniecznie chciała jechać już natychmiast. Ruszyliśmy w miarę wcześnie w obawie przed wzmożonym natężeniem ruchu związanym z powrotami do stolicy (w końcu to tuż po 1 listopada). Nasza gospodyni przywitała nas gigantycznym przepysznym obiadem (chyba ze 3 dni gotowała, był więc schab ze śliwkami, udka pieczone w coca coli, lasagna, leczo i ciasto dyniowe, same frykasy) i już musiała zmykać, powierzywszy nas wcześniej swojej teściowej, która podczas nieobecności mamy opiekuje się wnukami. Dodajmy, że tata Jacek był właśnie w podróży powrotnej z konferencji. Jeszcze tego samego dnia odwiedziliśmy ciocię Magdę. Planowaliśmy zresztą dojechać do Magdy metrem, bo stację mieliśmy całkiem niedaleko, jednak deszcz skutecznie pokrzyżował te ambitne zamiary. Nasza wizyta w Centrum Zdrowia Dziecka niespodziewanie się przedłużyła, za sprawą dodatkowych badań, o których mowa w opisie medycznym. Wymęczeni dniem w szpitalu podjęliśmy trudną decyzję o zatajeniu przedłużającego się o dzień pobytu w Warszawie i jak najszybszym pójściu spać.
 
Kochani dziękujemy za możliwość spotkania. Bardzo nam było miło. Dziękujemy za Waszą cierpliwość, bo nieprzewidywalni z nas goście. Dziękujemy za wyrozumiałość teściowej Joli. Mamy nadzieję, że następnym razem uda nam się spotkać także z Kasią, Rafałem, Marysią i Gosią. Serdeczne pozdrowienia.